czwartek, 29 maja 2014

I see the fire - PROLOG

Beta: Asu-san, dziękuję ♥ ;n;
Nowy tasiemiec, tym razem całkowicie w stylu fantasy. Tymczasem na Satanistę weny nie mam w ogóle. 3: Podobają wam się ff w takim stylu? Bo jestem ciekawa, czy  zacząć pisać również inne paringi. ;w;
***


Zaparzyłem popołudniową herbatę i ukroiłem kawałek ciasta owocowego, po czym skierowałem się w stronę salonu, cicho pogwizdując jakąś skoczną melodię zasłyszaną w radiu. W drodze do mojego ukochanego fotela wyjrzałem przez okno, tęskno wypatrując ukochanego. Akira wyjechał już dobry tydzień temu i do tej pory nie wracał. Nie powiem, martwiłem się o niego dość porządnie. Od czasu wybuchu elektrowni w Fukushimie świat się zmienił, a życie nie było już tak proste i bezpieczne jak dawniej. Westchnąłem cicho. Przy okazji zgarnąłem z parapetu książkę, którą usilnie studiuję od kilku dni. Rozsiadłem się w fotelu, odłożyłem deser na stoliczek przed sobą i zabrałem się za lekturę, wsłuchując się w ciche tykanie zegara.
***
Wybiła czwarta po południu. Herbata w filiżance zadrżała lekko. Ten drobny, prawie że nie zauważalny ruch sprawił, że podniosłem głowę znad książki. Od pewnego czasu byłem aż przesadnie wyczulony na takie rzeczy. Nagle wszystko zatrzęsło się, a z zewnątrz dobiegł rozdzierający uszy ryk. Momentalnie pokój ogarnęła ciemność, jakby ktoś przysłonił na chwilę słońce. Zerwałem się i szybko wybiegłem na podwórko, po drodze biorąc z wieszaka grubą kamizelkę z skóry norek. Po wyjściu podniosłem głowę, od razu omiatając wzrokiem niebo.
- Koron-chan! – krzyknąłem zdenerwowany w przestworza. Do moich uszu dobiegł dźwięk trzepoczących skrzydeł. Cofnąłem się kilka kroków w tył. Niebo przecięła łuna ognia. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Po chwili wylądował przede mną młody spiżobrzuch ukraiński.

Witam w moim świecie.

Na co dzień od ponad dwóch lat zajmuję się hodowlą różnych ras smoków. Krótko mówiąc – zawodowo jestem smokologiem. A Koron jest moim nowym podopiecznym. Imię otrzymał po moim starym psie, który, eghem… Przez czysty przypadek stał się elementem jego śniadania. Może to zabrzmi jakbym nie miał serca, jednakże owa sytuacja była idealnym pretekstem do zatrzymania tego smoczka na stałe!
Podszedłem do niego i obszedłem wokół upewniając się, czy nic go nie zraniło. Nie często wydawał jakiekolwiek odgłosy (smoki między sobą porozumiewają się telepatią), a gdy już to robił, chciał mnie o czymś poinformować. Zwykle były to komunikaty o tym, że jest głodny, spragniony albo po prostu coś go zraniło. W szczególności obawiałem się polujących gdzie popadnie łowców, gdyż łuska tych stworzeń była niezwykle cennym towarem na czarnym rynku. Nikt nie pogardziłby też kością, kłem czy śluzem z nosa, dość często używanych w obrzędach magicznych bądź alchemii. Choć w okolicach Miyazaki było dość spokojnie, to nadal wręcz panicznie obawiałem się o życie moich dzieci.
Podszedłem pod jego pysk i spojrzałem w szeroko otwarte, ogromne oko.
- No, Koron. Cóż tym razem? – pogłaskałem go lekko po szczęce. 
Z daleka dobiegł odgłos skrzypiącej furtki. Odwróciłem się. Mój maluszek uniósł głowę i zrobił to samo.  W naszą stronę zmierzał uśmiechnięty od ucha do ucha Akira. Na jego ramieniu siedział Keiji, jego feniks, a w ręce trzymał kurczowo ogromne bladoszare jajo. Od razu pobiegłem w jego stronę. Gdybym tylko mógł rzuciłbym mu się na szyję, jednak tym razem uraczyłem go jedynie namiętnym pocałunkiem w usta. Był nieco poturbowany i brudny, ale w tej chwili liczyło się to, że żył, prawda?
- A jednak ci się udało. – przytuliłem się do jego boku, wbijając wzrok w jajko, które trzymał.
- Gdyby nie on – skinął głową w stronę feniksa – nie jestem pewien czy bym przeżył.
- Dlaczego? – zapytałem, przenosząc wzrok na ptaka, który dumnie oderwał się od jego ramienia, szybując w stronę domu.
- Opowiem ci, gdy wejdziemy do środka. Jestem głodny jak wilk.
Oderwałem się od niego i szybko poczłapałem w kierunku werandy. Akira wyraźnie utykał, jednak mimo to, w miarę dorównywał mi kroku. Zerkałem na niego zmartwionym wzrokiem.
- Nie martw się, to nic. – odparł, gdy zauważył moje spojrzenie. Speszyłem się lekko.
Otworzyłem drzwi prowadzące do środka i przepuściłem ukochanego w nich. Sam wszedłem dopiero po upewnieniu się, że okolica jest czysta. Przezorny zawsze ubezpieczony…

Ściągnąłem z siebie kamizelkę, wieszając ją zaraz obok Akirowego płaszcza, który w jakiś sposób zdążył się w tym czasie pozbyć i odwiesić na miejsce. Samego chłopaka zastałem w kuchni, co nie zdziwiło mnie ani trochę. Odgrzewał sobie mój dzisiejszy obiad, to znaczy kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z ryżem. Dodatkowo zniknęły resztki ciasta z owoców leśnych. Ach, ten mój kochany żarłok. 
Usiadłem przy stole, podparłem głowę dłonią i wlepiłem wzrok w jego plecy.
- Jajko leży w salonie. – mruknął, zerkając na mnie kątem oka. Machnąłem ręką.
- Mniejsza już z jajkiem. – odpowiedziałem.
- Od kiedy to? – podszedł do mnie, skupiając się na jedzeniu. Rozsiadł się obok cały czas mnie obserwując.
- Och, weź przestań, skarbie. – przysunąłem się bliżej i poczochrałem mu jego blond włosy. – Ty jesteś dla mnie ważniejszy. A więc? Co się wydarzyło w trakcie drogi?
- Wyjmij mi piwo, proszę.
- Akira…
- No dobrze, dobrze. Podróż przebiegłaby bez problemów, gdyby w Bursztynowym Lesie nie pojawili się Szaracy.
Zamarłem w bezruchu. Przez pewien czas w kuchni było słychać jedynie tykanie zegara, mój oddech i przelotne mlaśnięcia Akiry. Przygryzłem wargę, niepewnie zaczynając:
- Co… Co ci zrobili?
Odsunął od siebie pustą już miskę. Spojrzał na mnie i przetarł usta serwetką.
- Dostałem strzałą w bok i ramię. Głębokość około cala, a grot zatruty. Gdyby nie Keiji nie doczekałbyś się ani mnie, ani jajka, ani wieczornego seksu. – lekko dźgnął mnie w bok.
- A ty tylko o jednym… - mruknąłem, wywracając oczyma – A to?
Wskazałem na pokaźną szramę na jego policzku, która wyglądała na świeżą.
- Aaa, too… Nieważne. Dostałem gałęzią w twarz.
Parsknąłem śmiechem. Zawsze rozbawiała mnie ta jego niezdarność w niektórych kwestiach.
- A gdzie Ruby? – spytałem po chwili. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie przyprowadził ze sobą klaczki.
- Nie miała już tyle szczęścia co ja… - westchnął pod nosem i wstał – Ona dostała z palnej.
Odwróciłem wzrok do okna. Akira podszedł do lodówki, otworzył ją i wyjął dwa piwa, po czym wrócił na swoje miejsce. Otworzył jedno z nich, uważnie się mi przyglądając.
- Chciałbym ją przynajmniej jakoś pożegnać… - mruknąłem, obserwując przez szybę śpiącego Korona.
- No way, kochanie. Prawdopodobnie zabrali  jej ciało. – objął mnie ramieniem – Nie smuć się, Takanori. Proszę.
- Wiesz, że nadal ciężko mi się przystosować do ciągłych ofiar… Trochę mi brak tamtego życia.
- Brak ci zdzierania gardła każdej nocy i ukrywania się z naszym związkiem? – popatrzył na mnie sceptycznie, następnie upił spory łyk gorzkawego trunku. – Nie pierdol.
Podsunął mi pod nos drugą puszkę. Posłusznie ująłem ją w łapki i otworzyłem.
- To inaczej. Mam dość życia w ciągłym strachu, że możemy stracić wszystko bądź samemu zginąć. – poprawiłem się.
- To już co innego. Wiesz…  Głównym problemem są ci z Zaćmienia… Ale ich nie sposób pokonać, mają przewagę liczebną nad Stowarzyszeniem Magów. Zresztą mają tysiące lat doświadczenia, podczas gdy biała magia na nowo zaczęła się rozwijać dopiero trzy lata temu. Stoimy na przegranej pozycji.
- Mamy kilku szpiegów u nich, więc…
- Jedynie wśród handlarzy. – bezczelnie przerwał mi w środku zdania. - Szaracy nadal są dla nas ludem mało znanym, choć o nich wiemy najwięcej. A co z Jeźdźcami Cieni, sektą dziwnych stworzeń wyznających Cthulhu, Voldejami, orkami i trollami czy innymi zamieszkującymi tereny samej Japonii? Na świecie jest ich o wiele więcej, Takanori. Nie ma sensu się wychylać, inaczej ludzie całkowicie wyginą. – dokończył stanowczo.
Akira miał rację, o czym doskonale wiedziałem. Jednak nadal trudno było mi się dostosować do teraźniejszej rzeczywistości. On podchodził do tego na totalnym luzie, natomiast ja stresowałem się za każdym razem, gdy podawali wiadomości dotyczące pobliskich rejonów. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Odstawiłem puszkę z piwem na bok, jakoś uwolniłem z objęć chłopaka i wstałem, kierując się do salonu.
- Gdzie idziesz…?
- Obejrzeć jajo. Muszę wyczuć kiedy mniej więcej nastąpi wyklucie się maleństwa, abym mógł się przygotować. Idź weź kąpiel, skarbie, musisz odpocząć.
Odpowiedzi już nie usłyszałem. Znał mnie wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że w takich momentach jak ten należy zostawić mnie samego ze sobą.
Podszedłem do stworzonego przeze mnie prowizorycznego gniazda, w którym leżała szarawa kulka. Przykucnąłem przy niej. Przez chwilę wpatrywałem się w nią, nie odważając się nawet oddychać. Po chwili przyłożyłem dłonie do jego grubej, aczkolwiek bardzo delikatnej skorupki i pogładziłem ją. Fakturę miało gładką, gdzieniegdzie wyczuwałem podłużne, wklęsłe rysy. Przejrzałem się jeszcze dokładnie jego barwie w miejscach wspomnianych, na pierwszy rzut oka niezauważalnych szram. Były śnieżnobiałe, co oznaczało, że młody smoczek niedługo się wykluje.
Odsunąłem się od gniazda, podszedłem do okna, otworzyłem je i przeszedłem przez nie na taras, który porastał srebrzysto-złoty bluszcz. Podszedłem do barierki i oparłem się o nią. Mimo zbliżającej się zimy powietrze wokół domu było ciepłe, między innymi dzięki oddechowi Korona, który znacznie podnosił temperaturę. Z bluszczu wyfrunął mały chochlik, którego zwykłem nazywać Kouchi'm. Zagnieździł się wraz z rodziną w naszym ogrodzie. Chochliki nie były szkodliwymi stworzeniami, więc wraz z Akirą postanowiliśmy je zostawić.
 Kouchi latał wokół mnie, wykonując w powietrzu jakieś dziwne akrobacje. Zaśmiałem się cicho. To zadziwiające, jak w zasadzie z dnia na dzień życie na całej kuli ziemskiej może się zmienić, podważając wszelkie teorie i fakty dotyczące dotychczasowej egzystencji i rządzących nią praw, wychodząc poza granice zdrowego rozsądku, rzucającego nowe światło na otaczający nas świat. Jednego dnia kochasz się w zaciszu swojego mieszkania z chłopakiem, jesteś gwiazdą sceny muzycznej na skalę światową, drugiego porzucasz to wszystko i uciekasz z nim, aby wędrować po swoim kraju w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia, bo stolicę zaczęli pustoszyć tajemniczy jeźdźcy pozbawieni twarzy, którzy wyszli z wnętrza ziemi. Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? A jednak. 
Zaczęło się niewinnie. 11 marca 2011 roku u wybrzeży Honsiu nastąpiło trzęsienie ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera. Zaraz po nim awarii uległy reaktory jądrowe w Fukushimie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że reaktory jeden po drugim zaczęły się... Zapadać pod ziemię. Powstały kilkunastokilometrowe dziury prowadzące do jądra ziemi. Rarytas dla naukowców. Jednak każdy, kto w okresie tygodnia od tego zdarzenia zapuścił się w tamte tereny, już z nich nie wrócił. W tym czasie następowały kolejne niewyjaśnione zjawiska, nie tylko w Japonii, ale i na świecie. Powstało więcej tajemniczych tuneli, z których z czasem zaczęły wypełzać twory rodem z Tolkienowskich powieści, które do tej pory żyły jedynie w książkach i umysłach zagorzałych fanów fantastyki. Część ziemskich zwierząt zaczęła wymierać, pozostałe krzyżowały się przybyłymi, tworząc zupełnie nowe gatunki. Pojawiły się legendarne stworzenia i potwory, w tym smoki, w których bezgranicznie się zakochałem, mimo wcześniejszej niechęci do tego, co "wymyślone". Ale to już inna historia. Na samym końcu zaczęto napotykać tajemnicze postacie przypominające z pozoru ludzi, jednak ludźmi w rzeczywistości nie były.
Zmianom nie uległa tylko fauna planety. W niektórych rejonach klimat uległ diametralnej zmianie, zaczęły rozwijać się nowe rośliny, grzyby… W tym spełniło się moje marzenie posiadania drzewka z czystego diamentu, ha!
Większość ludzi nie dostosowała się do zmian, które zaszły w dość ekspresowym tempie. Wybuchła masowa panika. Niektórzy popełniali samobójstwa, inni ginęli, próbując wytępić nowych mieszkańców. Przez to w ciągu roku liczba ludności zmniejszyła się o ponad trzy czwarte. Ci, którzy przeżyli, zaczęli studiować zasady magii, alchemii, zajmować się handlem bądź hodowlą i ujarzmianiem magicznych stworzeń. Ja i Akira należeliśmy do ostatniej, najmniej licznej grupy.
Nie wiedząc kiedy na tarasie pojawił się ogarnięty już blondyn w samych bokserkach. Przytulił mnie od tyłu, wyrywając tym samym z chwilowego zamyślenia. Wzdrygnąłem się instynktownie, jednak czując subtelny zapach wiśniowego żelu pod prysznic, od razu się uspokoiłem, ufnie wtulając się w jego tors. Akira oplótł mnie rękoma w pasie i przyciągnął do siebie tak blisko jak tylko mógł. Głowę oparł na moim ramieniu.
- O czym tak myślisz, Takuś? – spytał po chwili, bacznie przyglądając się mojej twarzy, która wyglądała aż nazbyt poważnie w tej chwili.
- O wszystkim. – odparłem bez zastanowienia. On wiedział, co mnie trapi, nie musiałem się nie wiadomo jak na ten temat rozwodzić. Chłopak westchnął cicho pod nosem.
- Kochanie… To cię niszczy i nie pozwala cieszyć się pracą, którą, z tego co zauważyłem, wręcz kochasz. – pieszczotliwie pogładził mnie swoim nosem po szyi. Cicho mruknąłem w odpowiedzi. – Chyba wiem, co może cię chwilowo odstresować.
- Czyżby? – odwróciłem głowę tak, aby móc spojrzeć mu w oczy. Zauważyłem w nich charakterystyczną iskierkę, która zawsze towarzyszyła mu, gdy miał ochotę na coś więcej niż tylko przytulanie i pocałunki. Zaśmiałem się w duchu. Tęskniłem za jego bliskością.
- Owszem. A co, już zbrzydł ci stary Suzuki? – złapał mnie delikatnie za pośladek, przez co w pełni się wyprostowałem.
- Stary?  - zachichotałem. – Jesteś ledwo po trzydziestce. A w łóżku z dnia na dzień jesteś coraz lepszy.
- Nie wiem, czy po tak długim czasie nieobecności cię zaspokoję… - wymruczał i wziął mnie na ręce. Posłusznie oplotłem go nogami w pasie. Powoli skierował się w stronę domu.
- Zobaczymy. Choć wątpię, abyś nie podołał temu zadaniu. – odparłem.
- Mhmm…

Weszliśmy do domu. Akira dokładnie zakluczył drzwi i zasłonił rolety, aby nic, ani nikt nie mógł nam przeszkodzić przez resztę wieczora oddawać się przyjemnościom. 

4 komentarze:

  1. HAHA, Ruki od samego początku przypomina mi Hagrida! Jak zakładał na siebie tę kamizelkę z norek, później jak wyszedł na dwór do Korona, który okazał się być smokiem... Już go widzę takiego z długaśną brodą we włochatym garniturze... xDDDDD
    Pytanie tylko kim w takim razie jest Akira... Malfoy'em? ...HAGRID x MALFOY japanese version. No ciekawe, ciekawe... xDDDD
    Pomysł naprawdę mi się podoba! Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, brawo za oryginalność! Szczególnie podoba mi się to, że stworzony przez Ciebie świat wcale nie był taki od samego początku, tylko stał się taki nagle! Mam nadzieję, że reaktory w Japonii się jednak nie zapadną do wnętrza Ziemi... xDDD
    A co się stało z Uru, Aoi'm i Kaiem? Mam nadzieję, że nie zjadły ich smoki ani nic w tym rodzaju i że gdzieś tam sobie żyją... POWIEDZ, ŻE NIC IM NIE JEST. O-;
    OI, i dlaczego przerwałaś w takim momencie?! Złamałaś mi serce... xDDDD

    Jestem mega ciekawa dalszej części dlatego czekam niecierpliwie!
    Ściskam i do zobaczenia!~

    OdpowiedzUsuń
  2. Oke, jestem~
    Miałam ułożony w głowie cały komentarz, ale dzisiaj miałam tyle do roboty, że... Zapomniałam .__. Więc improwizuję, a co mi tam!
    Mam nadzieję, że sprawdzam się jako beta. Byłoby głupio, gdybym nawaliła xD
    Wracając do opowiadania. Jak mówiłam, pomysł sam w sobie jest bardzo oryginalny, bo raczej nikt nie bawi się w mieszanie jrocka i fantastyką (aż w takim stopniu). Ale widać, że połączenie ma sens!
    Podoba mi się. Ruki jest uroczy. Akira jest uroczy...
    KORON JEST SMOKIEM
    Tego nie przewidziałam XDD Ale podoba mi się. Chociaż dziwnie wyglądał w moich wyobrażeniach... Taki Szczerbatek z głową Korona *ok*

    Czekam na następny rozdział i na wszystko, co napiszesz~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego ja to dopiero teraz przecztałam?! Jak zwyklenieogarnęt Margarecia, ale wrcając do opowiadania jest to po prstu polączenie moich dwóch ulubionyh rzeczy :D Reituki i fantasy <3 Wszystko jest naprwde świetnie opisane. Ech przerwać w takim momencie poczytałabym co tam robili XD (ach to moje wieczne niewyżycie) Zapowiada się na prawde ciekawie. Mam nadzieje, że już nie dlugo pojawi się 1 rozdział ^_^
    Pozdrowienia i życzę dużo wenki :D

    OdpowiedzUsuń