Beta: Asu-san, dziękuję ♥ ;n;
Nowy tasiemiec, tym razem całkowicie w stylu fantasy. Tymczasem na Satanistę weny nie mam w ogóle. 3: Podobają wam się ff w takim stylu? Bo jestem ciekawa, czy zacząć pisać również inne paringi. ;w;
***
Zaparzyłem
popołudniową herbatę i ukroiłem kawałek ciasta owocowego, po czym skierowałem
się w stronę salonu, cicho pogwizdując jakąś skoczną melodię zasłyszaną w
radiu. W drodze do mojego ukochanego fotela wyjrzałem przez okno, tęskno
wypatrując ukochanego. Akira wyjechał już dobry tydzień temu i do tej pory nie
wracał. Nie powiem, martwiłem się o niego dość porządnie. Od czasu wybuchu
elektrowni w Fukushimie świat się zmienił, a życie nie było już tak proste i
bezpieczne jak dawniej. Westchnąłem cicho. Przy okazji zgarnąłem z parapetu
książkę, którą usilnie studiuję od kilku dni. Rozsiadłem się w fotelu,
odłożyłem deser na stoliczek przed sobą i zabrałem się za lekturę, wsłuchując
się w ciche tykanie zegara.
***
Wybiła czwarta po
południu. Herbata w filiżance zadrżała lekko. Ten drobny, prawie że nie
zauważalny ruch sprawił, że podniosłem głowę znad książki. Od pewnego czasu
byłem aż przesadnie wyczulony na takie rzeczy. Nagle wszystko zatrzęsło się, a
z zewnątrz dobiegł rozdzierający uszy ryk. Momentalnie pokój ogarnęła ciemność,
jakby ktoś przysłonił na chwilę słońce. Zerwałem się i szybko wybiegłem na podwórko,
po drodze biorąc z wieszaka grubą kamizelkę z skóry norek. Po wyjściu
podniosłem głowę, od razu omiatając wzrokiem niebo.
- Koron-chan! –
krzyknąłem zdenerwowany w przestworza. Do moich uszu dobiegł dźwięk
trzepoczących skrzydeł. Cofnąłem się kilka kroków w tył. Niebo przecięła łuna
ognia. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Po chwili wylądował przede mną młody
spiżobrzuch ukraiński.
Witam w moim
świecie.
Na co dzień od
ponad dwóch lat zajmuję się hodowlą różnych ras smoków. Krótko mówiąc –
zawodowo jestem smokologiem. A Koron
jest moim nowym podopiecznym. Imię otrzymał po moim starym psie, który, eghem…
Przez czysty przypadek stał się elementem jego śniadania. Może to zabrzmi
jakbym nie miał serca, jednakże owa sytuacja była idealnym pretekstem do
zatrzymania tego smoczka na stałe!
Podszedłem do
niego i obszedłem wokół upewniając się, czy nic go nie zraniło. Nie często
wydawał jakiekolwiek odgłosy (smoki między sobą porozumiewają się telepatią), a
gdy już to robił, chciał mnie o czymś poinformować. Zwykle były to komunikaty o
tym, że jest głodny, spragniony albo po prostu coś go zraniło. W szczególności
obawiałem się polujących gdzie popadnie łowców, gdyż łuska tych stworzeń była
niezwykle cennym towarem na czarnym rynku. Nikt nie pogardziłby też kością,
kłem czy śluzem z nosa, dość często używanych w obrzędach magicznych bądź
alchemii. Choć w okolicach Miyazaki było dość spokojnie, to nadal wręcz
panicznie obawiałem się o życie moich dzieci.
Podszedłem pod
jego pysk i spojrzałem w szeroko otwarte, ogromne oko.
- No, Koron. Cóż
tym razem? – pogłaskałem go lekko po szczęce.
Z daleka dobiegł
odgłos skrzypiącej furtki. Odwróciłem się. Mój maluszek uniósł głowę i zrobił
to samo. W naszą stronę zmierzał
uśmiechnięty od ucha do ucha Akira. Na jego ramieniu siedział Keiji, jego
feniks, a w ręce trzymał kurczowo ogromne bladoszare jajo. Od razu pobiegłem w
jego stronę. Gdybym tylko mógł rzuciłbym mu się na szyję, jednak tym razem
uraczyłem go jedynie namiętnym pocałunkiem w usta. Był nieco poturbowany i
brudny, ale w tej chwili liczyło się to, że żył, prawda?
- A jednak ci się
udało. – przytuliłem się do jego boku, wbijając wzrok w jajko, które trzymał.
- Gdyby nie on –
skinął głową w stronę feniksa – nie jestem pewien czy bym przeżył.
- Dlaczego? –
zapytałem, przenosząc wzrok na ptaka, który dumnie oderwał się od jego ramienia,
szybując w stronę domu.
- Opowiem ci, gdy
wejdziemy do środka. Jestem głodny jak wilk.
Oderwałem się od
niego i szybko poczłapałem w kierunku werandy. Akira wyraźnie utykał, jednak
mimo to, w miarę dorównywał mi kroku. Zerkałem na niego zmartwionym wzrokiem.
- Nie martw się,
to nic. – odparł, gdy zauważył moje spojrzenie. Speszyłem się lekko.
Otworzyłem drzwi
prowadzące do środka i przepuściłem ukochanego w nich. Sam wszedłem dopiero po
upewnieniu się, że okolica jest czysta. Przezorny zawsze ubezpieczony…
Ściągnąłem z
siebie kamizelkę, wieszając ją zaraz obok Akirowego płaszcza, który w jakiś
sposób zdążył się w tym czasie pozbyć i odwiesić na miejsce. Samego chłopaka
zastałem w kuchni, co nie zdziwiło mnie ani trochę. Odgrzewał sobie mój
dzisiejszy obiad, to znaczy kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z ryżem. Dodatkowo
zniknęły resztki ciasta z owoców leśnych. Ach, ten mój kochany żarłok.
Usiadłem przy
stole, podparłem głowę dłonią i wlepiłem wzrok w jego plecy.
- Jajko leży w
salonie. – mruknął, zerkając na mnie kątem oka. Machnąłem ręką.
- Mniejsza już z
jajkiem. – odpowiedziałem.
- Od kiedy to? –
podszedł do mnie, skupiając się na jedzeniu. Rozsiadł się obok cały czas mnie
obserwując.
- Och, weź
przestań, skarbie. – przysunąłem się bliżej i poczochrałem mu jego blond włosy.
– Ty jesteś dla mnie ważniejszy. A więc? Co się wydarzyło w trakcie drogi?
- Wyjmij mi piwo,
proszę.
- Akira…
- No dobrze,
dobrze. Podróż przebiegłaby bez problemów, gdyby w Bursztynowym Lesie nie
pojawili się Szaracy.
Zamarłem w
bezruchu. Przez pewien czas w kuchni było słychać jedynie tykanie zegara, mój
oddech i przelotne mlaśnięcia Akiry. Przygryzłem wargę, niepewnie zaczynając:
- Co… Co ci
zrobili?
Odsunął od siebie
pustą już miskę. Spojrzał na mnie i przetarł usta serwetką.
- Dostałem strzałą
w bok i ramię. Głębokość około cala, a grot zatruty. Gdyby nie Keiji nie
doczekałbyś się ani mnie, ani jajka, ani wieczornego seksu. – lekko dźgnął mnie
w bok.
- A ty tylko o
jednym… - mruknąłem, wywracając oczyma – A to?
Wskazałem na
pokaźną szramę na jego policzku, która wyglądała na świeżą.
- Aaa, too… Nieważne.
Dostałem gałęzią w twarz.
Parsknąłem
śmiechem. Zawsze rozbawiała mnie ta jego niezdarność w niektórych kwestiach.
- A gdzie Ruby? –
spytałem po chwili. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie przyprowadził ze
sobą klaczki.
- Nie miała już
tyle szczęścia co ja… - westchnął pod nosem i wstał – Ona dostała z palnej.
Odwróciłem wzrok
do okna. Akira podszedł do lodówki, otworzył ją i wyjął dwa piwa, po czym
wrócił na swoje miejsce. Otworzył jedno z nich, uważnie się mi przyglądając.
- Chciałbym ją
przynajmniej jakoś pożegnać… - mruknąłem, obserwując przez szybę śpiącego
Korona.
- No way, kochanie. Prawdopodobnie
zabrali jej ciało. – objął mnie
ramieniem – Nie smuć się, Takanori. Proszę.
- Wiesz, że nadal
ciężko mi się przystosować do ciągłych ofiar… Trochę mi brak tamtego życia.
- Brak ci
zdzierania gardła każdej nocy i ukrywania się z naszym związkiem? – popatrzył
na mnie sceptycznie, następnie upił spory łyk gorzkawego trunku. – Nie pierdol.
Podsunął mi pod
nos drugą puszkę. Posłusznie ująłem ją w łapki i otworzyłem.
- To inaczej. Mam
dość życia w ciągłym strachu, że możemy stracić wszystko bądź samemu zginąć. –
poprawiłem się.
- To już co
innego. Wiesz… Głównym problemem są ci z
Zaćmienia… Ale ich nie sposób pokonać, mają przewagę liczebną nad
Stowarzyszeniem Magów. Zresztą mają tysiące lat doświadczenia, podczas gdy
biała magia na nowo zaczęła się rozwijać dopiero trzy lata temu. Stoimy na
przegranej pozycji.
- Mamy kilku
szpiegów u nich, więc…
- Jedynie wśród
handlarzy. – bezczelnie przerwał mi w środku zdania. - Szaracy nadal są dla nas
ludem mało znanym, choć o nich wiemy najwięcej. A co z Jeźdźcami Cieni, sektą
dziwnych stworzeń wyznających Cthulhu, Voldejami, orkami i trollami czy innymi
zamieszkującymi tereny samej Japonii? Na świecie jest ich o wiele więcej,
Takanori. Nie ma sensu się wychylać, inaczej ludzie całkowicie wyginą. –
dokończył stanowczo.
Akira miał rację,
o czym doskonale wiedziałem. Jednak nadal trudno było mi się dostosować do
teraźniejszej rzeczywistości. On podchodził do tego na totalnym luzie,
natomiast ja stresowałem się za każdym razem, gdy podawali wiadomości dotyczące
pobliskich rejonów. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Odstawiłem puszkę z piwem
na bok, jakoś uwolniłem z objęć chłopaka i wstałem, kierując się do salonu.
- Gdzie idziesz…?
- Obejrzeć jajo.
Muszę wyczuć kiedy mniej więcej nastąpi wyklucie się maleństwa, abym mógł się
przygotować. Idź weź kąpiel, skarbie, musisz odpocząć.
Odpowiedzi już nie
usłyszałem. Znał mnie wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że w takich momentach
jak ten należy zostawić mnie samego ze sobą.
Podszedłem do
stworzonego przeze mnie prowizorycznego gniazda, w którym leżała szarawa kulka.
Przykucnąłem przy niej. Przez chwilę wpatrywałem się w nią, nie odważając się
nawet oddychać. Po chwili przyłożyłem dłonie do jego grubej, aczkolwiek bardzo
delikatnej skorupki i pogładziłem ją. Fakturę miało gładką, gdzieniegdzie
wyczuwałem podłużne, wklęsłe rysy. Przejrzałem się jeszcze dokładnie jego
barwie w miejscach wspomnianych, na pierwszy rzut oka niezauważalnych szram.
Były śnieżnobiałe, co oznaczało, że młody smoczek niedługo się wykluje.
Odsunąłem się od
gniazda, podszedłem do okna, otworzyłem je i przeszedłem przez nie na taras,
który porastał srebrzysto-złoty bluszcz. Podszedłem do barierki i oparłem się o
nią. Mimo zbliżającej się zimy powietrze wokół domu było ciepłe, między innymi
dzięki oddechowi Korona, który znacznie podnosił temperaturę. Z bluszczu
wyfrunął mały chochlik, którego zwykłem nazywać Kouchi'm. Zagnieździł się wraz
z rodziną w naszym ogrodzie. Chochliki nie były szkodliwymi stworzeniami, więc
wraz z Akirą postanowiliśmy je zostawić.
Kouchi
latał wokół mnie, wykonując w powietrzu jakieś dziwne akrobacje. Zaśmiałem się
cicho. To zadziwiające, jak w zasadzie z dnia na dzień życie na całej kuli
ziemskiej może się zmienić, podważając wszelkie teorie i fakty dotyczące
dotychczasowej egzystencji i rządzących nią praw, wychodząc poza granice
zdrowego rozsądku, rzucającego nowe światło na otaczający nas świat. Jednego
dnia kochasz się w zaciszu swojego mieszkania z chłopakiem, jesteś gwiazdą
sceny muzycznej na skalę światową, drugiego porzucasz to wszystko i uciekasz z
nim, aby wędrować po swoim kraju w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia, bo
stolicę zaczęli pustoszyć tajemniczy jeźdźcy pozbawieni twarzy, którzy wyszli z
wnętrza ziemi. Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? A jednak.
Zaczęło się
niewinnie. 11 marca 2011 roku u wybrzeży Honsiu nastąpiło trzęsienie ziemi o
sile 9 stopni w skali Richtera. Zaraz po nim awarii uległy reaktory jądrowe w
Fukushimie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że reaktory jeden po
drugim zaczęły się... Zapadać pod ziemię. Powstały kilkunastokilometrowe dziury
prowadzące do jądra ziemi. Rarytas dla naukowców. Jednak każdy, kto w okresie
tygodnia od tego zdarzenia zapuścił się w tamte tereny, już z nich nie wrócił.
W tym czasie następowały kolejne niewyjaśnione zjawiska, nie tylko w Japonii,
ale i na świecie. Powstało więcej tajemniczych tuneli, z których z czasem
zaczęły wypełzać twory rodem z Tolkienowskich powieści, które do tej pory żyły
jedynie w książkach i umysłach zagorzałych fanów fantastyki. Część ziemskich
zwierząt zaczęła wymierać, pozostałe krzyżowały się przybyłymi, tworząc
zupełnie nowe gatunki. Pojawiły się legendarne stworzenia i potwory, w tym
smoki, w których bezgranicznie się zakochałem, mimo wcześniejszej niechęci do
tego, co "wymyślone". Ale to już inna historia. Na samym końcu
zaczęto napotykać tajemnicze postacie przypominające z pozoru ludzi, jednak
ludźmi w rzeczywistości nie były.
Zmianom nie uległa
tylko fauna planety. W niektórych rejonach klimat uległ diametralnej zmianie, zaczęły
rozwijać się nowe rośliny, grzyby… W tym spełniło się moje marzenie posiadania
drzewka z czystego diamentu, ha!
Większość ludzi
nie dostosowała się do zmian, które zaszły w dość ekspresowym tempie. Wybuchła
masowa panika. Niektórzy popełniali samobójstwa, inni ginęli, próbując wytępić
nowych mieszkańców. Przez to w ciągu roku liczba ludności zmniejszyła się o
ponad trzy czwarte. Ci, którzy przeżyli, zaczęli studiować zasady magii,
alchemii, zajmować się handlem bądź hodowlą i ujarzmianiem magicznych stworzeń.
Ja i Akira należeliśmy do ostatniej, najmniej licznej grupy.
Nie wiedząc kiedy
na tarasie pojawił się ogarnięty już blondyn w samych bokserkach. Przytulił
mnie od tyłu, wyrywając tym samym z chwilowego zamyślenia. Wzdrygnąłem się
instynktownie, jednak czując subtelny zapach wiśniowego żelu pod prysznic, od
razu się uspokoiłem, ufnie wtulając się w jego tors. Akira oplótł mnie rękoma w
pasie i przyciągnął do siebie tak blisko jak tylko mógł. Głowę oparł na moim
ramieniu.
- O czym tak
myślisz, Takuś? – spytał po chwili, bacznie przyglądając się mojej twarzy,
która wyglądała aż nazbyt poważnie w tej chwili.
- O wszystkim. –
odparłem bez zastanowienia. On wiedział, co mnie trapi, nie musiałem się nie
wiadomo jak na ten temat rozwodzić. Chłopak westchnął cicho pod nosem.
- Kochanie… To cię
niszczy i nie pozwala cieszyć się pracą, którą, z tego co zauważyłem, wręcz
kochasz. – pieszczotliwie pogładził mnie swoim nosem po szyi. Cicho mruknąłem w
odpowiedzi. – Chyba wiem, co może cię chwilowo odstresować.
- Czyżby? –
odwróciłem głowę tak, aby móc spojrzeć mu w oczy. Zauważyłem w nich
charakterystyczną iskierkę, która zawsze towarzyszyła mu, gdy miał ochotę na
coś więcej niż tylko przytulanie i pocałunki. Zaśmiałem się w duchu. Tęskniłem
za jego bliskością.
- Owszem. A co,
już zbrzydł ci stary Suzuki? – złapał mnie delikatnie za pośladek, przez co w
pełni się wyprostowałem.
- Stary? - zachichotałem. – Jesteś ledwo po
trzydziestce. A w łóżku z dnia na dzień jesteś coraz lepszy.
- Nie wiem, czy po
tak długim czasie nieobecności cię zaspokoję… - wymruczał i wziął mnie na ręce.
Posłusznie oplotłem go nogami w pasie. Powoli skierował się w stronę domu.
- Zobaczymy. Choć
wątpię, abyś nie podołał temu zadaniu. – odparłem.
- Mhmm…
*q* jeszcze~
OdpowiedzUsuńHAHA, Ruki od samego początku przypomina mi Hagrida! Jak zakładał na siebie tę kamizelkę z norek, później jak wyszedł na dwór do Korona, który okazał się być smokiem... Już go widzę takiego z długaśną brodą we włochatym garniturze... xDDDDD
OdpowiedzUsuńPytanie tylko kim w takim razie jest Akira... Malfoy'em? ...HAGRID x MALFOY japanese version. No ciekawe, ciekawe... xDDDD
Pomysł naprawdę mi się podoba! Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, brawo za oryginalność! Szczególnie podoba mi się to, że stworzony przez Ciebie świat wcale nie był taki od samego początku, tylko stał się taki nagle! Mam nadzieję, że reaktory w Japonii się jednak nie zapadną do wnętrza Ziemi... xDDD
A co się stało z Uru, Aoi'm i Kaiem? Mam nadzieję, że nie zjadły ich smoki ani nic w tym rodzaju i że gdzieś tam sobie żyją... POWIEDZ, ŻE NIC IM NIE JEST. O-;
OI, i dlaczego przerwałaś w takim momencie?! Złamałaś mi serce... xDDDD
Jestem mega ciekawa dalszej części dlatego czekam niecierpliwie!
Ściskam i do zobaczenia!~
Oke, jestem~
OdpowiedzUsuńMiałam ułożony w głowie cały komentarz, ale dzisiaj miałam tyle do roboty, że... Zapomniałam .__. Więc improwizuję, a co mi tam!
Mam nadzieję, że sprawdzam się jako beta. Byłoby głupio, gdybym nawaliła xD
Wracając do opowiadania. Jak mówiłam, pomysł sam w sobie jest bardzo oryginalny, bo raczej nikt nie bawi się w mieszanie jrocka i fantastyką (aż w takim stopniu). Ale widać, że połączenie ma sens!
Podoba mi się. Ruki jest uroczy. Akira jest uroczy...
KORON JEST SMOKIEM
Tego nie przewidziałam XDD Ale podoba mi się. Chociaż dziwnie wyglądał w moich wyobrażeniach... Taki Szczerbatek z głową Korona *ok*
Czekam na następny rozdział i na wszystko, co napiszesz~!
Dlaczego ja to dopiero teraz przecztałam?! Jak zwyklenieogarnęt Margarecia, ale wrcając do opowiadania jest to po prstu polączenie moich dwóch ulubionyh rzeczy :D Reituki i fantasy <3 Wszystko jest naprwde świetnie opisane. Ech przerwać w takim momencie poczytałabym co tam robili XD (ach to moje wieczne niewyżycie) Zapowiada się na prawde ciekawie. Mam nadzieje, że już nie dlugo pojawi się 1 rozdział ^_^
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i życzę dużo wenki :D