czwartek, 8 maja 2014

Satanista - Prolog

Ano, więc na początek chciałbym podziękować Asu i Yuuriko, gdyż dzięki nim ponownie reaktywowałam bloga. ; - ;

---

Dźwięk tłuczonej porcelany rozległ się w małym, kuchennym pomieszczeniu. Wyrwany z zamyślenia blondyn uniósł swe lica i rozejrzał się po nim. 
- Sabu-chan... - wyszeptał. - Okaa-san nie będzie zadowolona...
Z niemałym trudem dźwignął swe drobne ciałko do góry. Dzięki licznym urazom, ranom i siniakom, podniesienie się z krzesła było dla niego wyzwaniem. Niczym zjawa, podszedł do blatu, na który wskoczył niesforny piesek. Na jego widok, psiak jak na komendę zaczął podskakiwać i merdać ogonem, poszczekując radośnie. W końcu stał przed nim jego pan, którego nie sposób było nie odróżnić. Takanori Matsumoto, bo tak ów młodzieniec się nazywał, był drobnej postury siedemnastolatkiem, z charakterystycznymi, delikatnymi rysami twarzy. Tlenione blond włoski i skryte za niebiesko-szarymi soczewkami, wiecznie podkreślone starannie wykonanym makijażem oczy, sprawiały wrażenie, iż swym wyglądem przypominał anioła.
Od dziecka był bardzo kruchym chłopcem. Wiecznie poniewierany przez rówieśników przez swe zainteresowania, poglądy czy nawet umiejętności, gdyż był wszechstronnie uzdolniony. Stoicki spokój i wręcz anielska cierpliwość pozwalały mu doskonalić swoje zdolności, bez względu na docinki innych.

Blondyn delikatnie podniósł ukochanego zwierzaka, następnie podszedł do drzwi prowadzących na ganek i uchylił je lekko. Przez drobną szparę natychmiastowo wdarły się promyki wschodzącego, wczesnoletniego słońca. Czując lekki powiew świeżego powietrza, Sabu-chan z gracją zeskoczył z rąk swego pana, po czym momentalnie zniknął za drzwiami.
Chłopak westchnął. Mimo tych wszystkich wybryków kochał Sabu-chan’a i nie wyobrażał sobie dalszego życia bez tej małej wredoty, która towarzyszyła mu od wczesnego dzieciństwa.  Starannie domknął za nim drzwi. Teraz na jego ramionach spoczywała odpowiedzialność, za ulubione, porcelanowe filiżanki rodzicielki, których szczątki leżały porozrzucane na kuchennej podłodze.
Po dłuższej chwili bezsensowego wpatrywania się w jeden z zbitych kawałków, postanowił uporządkować pomieszczenie. Przyklęknął i zaczął zbierać resztki porcelany, ostrzejszymi fragmentami jeszcze bardziej raniąc pokaleczone już dłonie. Marmurową podłogę przyzdobiły rubinowe krople. Takanori nie przejął się zbytnio utratą szkarłatnej cieczy. Był do tego przyzwyczajony.
Powoli podniósł się chwiejąc na boki. Uciskając lekko nadgarstek podszedł do jednej z kuchennych szafek i wyciągnął z niej kielich z czystego srebra. Oparł nadgarstek o jego skraj, pozwalając, aby krew swobodnie mogła spływać do jego wnętrza. 

Widząc ową scenę możnaby było pomyśleć, iż Takanori jest przerażającym psycholem, którego jakimś cudem jeszcze nie zamknęli. Nic bardziej mylnego. Robił to całkowicie świadomie. Swą krew składał w ofierze jedynemu panu rządzącemu światem duchowym jak i materialnym - samemu Szatanowi, z którym stanął twarzą w twarz, tego pamiętnego dnia, gdy stał się satanistą.

Któż podejrzewałby tego delikatnego chłopca o wyznawanie jednej z najbardziej znienawidzonych religii świata? Dawało mu to pewną przewagę - mógł w ciszy i spokoju oddać się praktykom uprawnia czarnej magii, dzięki czemu bez najmniejszego problemu mógł się pozbyć każdej niewygodnej osoby. Mimo to zawsze robił to w ostateczności. 

Kielich napełnił się do połowy. Takanori ponownie ucisnął nadgarstek, tym razem jednak pomagając sobie opaską uciskową, którą zwykł nosić przy sobie. Przykrył go również posrebrzanym naczyniem, po czym włożył do lodówki. Mógł sobie na to pozwolić - jego rodzice wyjechali służbowo, zostawiając syna samego. Sam nie spodziewał się też żadnych gości. 

Wtem z dworu dobiegł go skowyt psa.

---

Krótkie, nieprawdaż? Wyszłam z wprawy! ;_; Obiecuję, iż rozdział pierwszy, jak i pozostałe będą dłuższe. O ile oczywiście, ten tasiemiec przypadnie wam do gustu. :3 Bety nadal brak, notkę publikuje z telefonu. Wybaczcie mi. ;_;

2 komentarze:

  1. (pisane na telefonie, przepraszam za błędy XD)
    OMG! Jednak ciekawość mnie pokonała i przeczytałam to jak nikt nie patrzył. Zresztą, co im do tego? XD
    Dziękuję za wspomnienie o mnie powyżej tego wspaniałego prologu. Cieszę się, że przyczyniłam się do Twojego powrotu. Warto było!
    A teraz porozmawiajmy trochę o pomyśle... Cholera, nienawidzę czytać innych opowiadań, bo wtedy zauważam jak głupia jestem i na jakie wspaniałe pomysły Nie potrafię wpaść! Wpierw myślałam, że te rany Nie są z jego własnej inicjatywy. Myślałam, sądząc po tytule, że być może należy do jakiejś sekty, a tutaj taki szok. Jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej... Czy jednak wyjdzie na to, że należy do sekty, być może do takowej dołączy... Cholerka, podoba mi się to strasznie xD
    Pomysł, moim zdaniem, jedyny w takim rodzaju. Jestem nim pochłonięta w całości. Gratuluję i zazdroszczę Ci tego ;U;
    Życzę Ci mnóstwo weny, czasu oraz serdecznie ściskam i całuję~!

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak ci dziękuję za wspomnienie o mnie :D Daj spokój, nie musiałyśmy nawet próbować cię przekonywać. Nasz urok od razu cię przekonał, tylko jeszcze o tym nie wiedziałaś!

    O kurcze. Byłam pewna, że nagle ''chluśniem, bo uśniem'', a Ru okaże się jakimś pochłaniaczem krwi, albo nawet samym szatanem, którego potem czcił będzie też Rei xD I co się potem z tą krwią dzieje? Gnije tam? ''MATKA WIE?'' o:

    Supah, że wracasz, tęskno było ;u; *Czekam na Calm Envy >:c*

    OdpowiedzUsuń