czwartek, 10 lipca 2014

Reincarnation [Reituki]

Beta: Asu-senpai, dziekuje~

Na początek, aby lepiej się wczuć:
Soundtrack 1:

Soundtrack 2:

***

"Japończycy, którzy chcą się zabić, wybierają gęstwinę pod Fuji"

Młody, na oko 18-letni chłopak zatrzymał się tuż obok owianego złą sławą lasu Aokigahara. Przebył tu prosto z Yokohamy w jednym celu.
Nerwowo chodził w kółko tuż obok bram wejścia do lasu. Powiadają, że samobójcę rozpoznać można już na pierwszy rzut oka po jego zachowaniu. Lecz tutaj... Nie było nikogo, kto mógłby go poznać. Nikogo, kto mógłby pomóc. Nawet patrol policji nie zjawił się o tak później porze. Młodzieniec zdany był jedynie na siebie i swój własny rozsądek. A może jego brak?
Przystanął na moment przy jednej z drewnianych tabliczek ostrzegawczych, postawionych przez miejscowe władze. "Twoje życie jest cennym darem od Twoich rodziców, pomyśl o swoim rodzeństwie i dzieciach." głosiły wypisane na niej znaki. Blondyn parsknął śmiechem.
"Jeśli myślą, że powstrzyma mnie to od zamachu na życie, to grubo się mylą." pomyślał.
Powoli ruszył główną ścieżką w głąb lasu, rozmyślając o swoich dotychczasowych przeżyciach. Nigdy nie miał depresji. Nie ciął się, nie podpalał, nie miał żadnego zaburzenia. Co więc skłoniło go do tak odważnego czynu? Akira był w końcu przystojny, inteligentny, zabawny. Posiadał dużo znajomych, kochającą rodzinę. Grał w zespole, jeździł na harley'u, chodził na siłownię. Kończył jedną z najlepszych szkół w prefekturze. Można powiedzieć, że wygrał życie.
Gdy las po jego obu stronach zaczął gęstnąć zatrzymał się. Z kieszeni jeansów wyciągnął pomięte zdjęcie, na którym widniał na oko 16-letni chłopiec o drobnej posturze, delikatnych rysach twarzy i blond włoskach. Szeroki uśmiech wskazywał, że w chwili zrobienia zdjęcia był szczęśliwy. Ubrany w białe ciuchy przypominał lekko buntowniczego aniołka.
Przez usta osiemnastolatka przemknął cień uśmiechu, jednak zniknął równie szybko, co się pojawił. Przybliżył zdjęcie do swojej twarzy, następnie złożył na nim delikatny pocałunek.
- Przepraszam, Takanori... - wyszeptał. - Kocham cię, bardziej niż ktokolwiek kochał. Naprawdę nie chciałem, aby to się tak zakończyło, ale...
Skręcił w prawo. Powoli ruszył w gęstwinę, z każdym krokiem coraz bardziej zgłębiając się w labirynt drzew i krzewów.
- ...nie mam innego wyboru.
Z nieba zaczął padać deszcz. Blondyn ponownie schował zdjęcie, nie chcąc, aby uległo zniszczeniu, choć wiedział, że z biegiem czasu stanie się to nieuniknione. Bolał go ten fakt. Chciał, aby Takanori był szczęśliwy, jak w chwili, gdy zrobił mu to zdjęcie. Dlatego chciał, aby trwało w stanie idealnym przez miesiące, lata, czy nawet wieki po jego śmierci. Tuż przy jego ciele.
W powietrzu dało się wyczuć odór zgnilizny. Doszedł do alei wiszących ciał. W nocnym świetle księżyca, które prześwitywało przez korony drzew, wydawały się jeszcze bardziej złowieszcze, upiorne, jak i tajemnicze czy delikatne zarazem. Pozapadane oczodoły wydawały się wpatrywać w jego osobę, zapraszając ją do ich świata. Świata bez zmartwień, trosk. Błogiej, wiecznej ciszy. Tam, gdzie wszystko jest idealne.
W końcu, każdy z nich miał rodzinę. Każdy prowadził normalne życie, podobnie jak on. I każdy miał powód, aby odejść. Uciec od brutalnej rzeczywistości, klęsk, mniejszych lub większych niepowodzeń. A może chcieli umrzeć godnie, podobnie jak dawni samurajowie popełnić coś na podobieństwo harakiri?
Wbrew tradycji, Akira wiedział, że godna śmierć nie istnieje. Można godnie żyć, ale nie umrzeć.
Chcąc okazać szacunek wisielcom, chłopak złożył pokłon w ich stronę, po czym ruszył w przeciwnym kierunku. Nie chciał, aby widzieli, jak umiera.
Zatrzymał się przy jednym z wyższych drzew. Z plecaka wyciągnął gruby szur, który zarzucił na jedną z gałęzi i przywiązał solidnie. Następnie wszedł na głaz umiejscowiony tuż pod nią. W dłonie ujął koniec sznura, zabójczą pętlę, którą nałożył na swą szyję. Po raz ostatni rozejrzał się wokół. Spojrzał w niebo, na którym dostrzegł Oriona, ulubioną konstelację jego kochanka. Może on również wpatrywał się właśnie w niebo, które mimo przelotnego deszczu zachowało swą czystość? Srebrzysta poświata oświeciła jego twarz. Nie było jeszcze za późno. Mógł zrezygnować. Jednak nie zrobił tego. Ścisnął w dłoni zdjęcie ukochanego, a po chwili skoczył.
Sznur zakleszczył się na jego szyi. Chłopak zacisnął mocno powieki. Nie mogąc zaczerpnąć powietrza. wydał ostatnie tchnienie.
- K-kocham cię, Taka... - wykasłał.
Rzucał się na boki jeszcze przez kilka minut. Dłużej nie mógł. Wskutek ucisku na tętnice szyjne został przerwany dopływ krwi do mózgu. Niedługo po tym nastąpiło przerwanie rdzenia kręgowego, co skutkowało natychmiastowym zgonem chłopaka.
Jego głowa bezwładnie opadła w dół. Wzmagający się wiatr lekko kołysał martwym ciałem. Morze Drzew pochłonęło kolejnego nieszczęśnika, który zginął poprzez nieszczęśliwą miłość...

***
[Takanori]

- Są jakieś wieści?
- Nadal nic. Takanori nie dramatyzuj, on jest pełnoletni. Po prostu uciekł, chciał zacząć żyć na nowo, daleko stąd. Nic mu nie jest. Znam go. - jego siostra jak zwykle próbowała mnie spławić tą samą gadką. Tym razem jednak nie drążyłem tematu i pozwoliłem jej wyjść.
Minął już ponad miesiąc od zniknięcia Akiry. Zostawił wszystko, wziął motor i po prostu odjechał. To nie było w jego stylu. Zawsze wracał po maksymalnie 3 dniach. Czułem w kościach, że coś mu się stało, coś jest nie tak.
Wiedziałem, że zrobił to z mojej winy.
Przed tym wydarzeniem pokłóciliśmy się. Nie była to zwykła kłótnia. On... On mnie zdradził. Z dziewczyną, na imprezie. Przespał się z nią, niczym z tanią dziwką. Wykrzyczałem mu w twarz najgorsze obelgi, jakie tylko znałem, mimo to w głowie utkwił mi jeden, jedyny dialog, przez który nocami nie mogłem spać:
"- A więc, co twoim zdaniem mam teraz zrobić?
- Najlepiej to idź się zabij, siebie i tę zdzirę!"
Wyszedłem na zewnątrz. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, siedzieć bezczynnie. Na własną rękę przeszukałem okolicę, jednak bez większego skutku. Próbowałem dzwonić, wysyłałem smsy... Wszystkie starania na nic, przepadł jak kamień w wodę.
Na spacer wybrałem zwyczajową trasę poprzez park, do którego często zabierał mnie Akira. O tej porze roku wyglądał przepięknie. Brukowana aleja przyozdobiona była płatkami kwiatów wiśni, które namiętnie obsypywały ją różowym deszczem. Ptaki wesoło ćwierkały wśród ich konarów, natomiast kaczki z radością rozpoczynały swój okres lęgowy. Powietrze po deszczu było rześkie i wilgotne. Nic nie wychodziło poza granice normalności, poza jednym, malutkim szczegółem.
Gdy przycupnąłem na ławce, aby pogapić się na uprawiające miłość kaczki przy jeziorze, jeszcze raz przeanalizować sytuację i zebrać myśli, do moich uszu dobiegł cichy pisk. Normalnie zignorowałbym taką błahostkę, gdyby nie fakt, że dobiegało z pozostawionego zaraz tuż obok ławeczki kartonowego opakowania. Chcąc czy też nie, ciekawość wzięła górę. Przesunąłem się na sam skraj drewnianego siedzenia, pozwalając, aby starte krople deszczu wsiąknęły w moje spodnie, następnie delikatnie podniosłem pudełeczko i położyłem na swoich kolanach. Powoli rozchyliłem wieko, a widok jaki ujrzałem wprost chwycił mnie za serce. Przez moment zapomniałem o Akirze. 
Na dnie pakunku leżał maleńki kotek. Powoli wyciągnąłem z niego kocię i przytuliłem do piersi. Idealnie mieścił mi się w dłoniach. Na oko miał może nieco ponad miesiąc. 
- Kto cię tu zostawił, kochany? – wyszeptałem przyglądając się zwierzątku, które uchyliło oczka i przypatrywało się mojej osobie z zaciekawieniem, jak i strachem. 
Kolor sierści miał czarny, natomiast wokół pyszczka posiadał „obręcz” koloru białego, która przypominała założoną na nos opaskę. Uśmiechnąłem się smutno. Wzrok miał lekko urwisowaty, lecz poczciwy, tęczówki koloru czystego nieba. 
Kociak wierzgał niespokojnie nogami, chcąc bardziej wtulić się w mój tors w poszukiwaniu ciepła. Był wyziębiony i najprawdopodobniej głodny. Okryłem go bluzką, po czym wstałem, udając się następnie w drogę powrotną. 
- Nazwę cię… Aki. 
Po powrocie do domu od razu zająłem się Akim. Tak też minęły mi kolejne 2 miesiące. Rodzina Akiry nareszcie poszła po rozum do głowy i zleciła jego poszukiwania. Otrzymał status zaginionego. Poszukiwała go policja w całym kraju, jednak nadal bez skutku. 
Oczywiście ja również je prowadziłem. Na własną rękę, ale cóż... Inaczej się nie da. Aki towarzyszył mi przy każdej podróży. Został ochrzczony pierwszym kotem tropiącym. 
Naszym kolejnym celem była Aokigahara. Las samobójców. Długo zwlekałem z tym miejscem, obawiając się najgorszego, lecz w końcu trzeba było się przełamać. To trwa zbyt długo. 
Wybraliśmy się tam wczesnym rankiem, aby ominąć straż, czy spojrzeń niepożądanych osób. Las spowity był gęstą mgłą. Ciszę przerywały jedynie moje kroki. Podszedłem do ostrzegawczej tablicy na początku ścieżki i pogrążyłem się w chwilowej zadumie. Byłem tutaj wcześniej dwa razy. Według przesądów trzeci wraca się tylko z jednego powodu… 
Kot zwinnie zeskoczył z mojego ramienia na grząskie podłoże. Zamiauczał coś, najwyraźniej do siebie, niezadowolony, po czym nagle gwałtownie się ożywił. Jak rażony piorunem pobiegł w stronę lasu, przez co zmuszony byłem również zagłębić się w gęstwinę, chociażby w poszukiwaniu ukochanego pupila.
Ku mojemu zdziwieniu zwierzak nie zboczył od razu z głównej ścieżki. Szedł wolnym, wyrafinowanym krokiem z dumnie uniesionym do góry ogonem, co parę chwil sprawdzając, czy aby na pewno podążam za nim.
Po około piętnastu minutach marszu, Aki zatrzymał się, następnie pomrukiem zakomunikował zejście ze ścieżki. Skierował się na prawo, co powtórzyłem po nim niczym cień. Nie mam pojęcia co skłoniło mnie do chodzenia po lesie pełnym zmarłych dusz za kotem, który nawet 1/4 życia nie przeżył.
Nagle potknąłem się o konar drzewa, co skutkowało upadkiem. Niemalże przygniotłem zwierzaka, który w porę odskoczył w bok, przeraźliwie miaucząc. Już miałem się wyzbierać, jednak to co ujrzałem po rozchyleniu powiek odebrało mi władzę w ciele. Wisielce (dop. bety - nie wiem jak zamienić to słowo… Teoretycznie tak się nie mówi ani nie pisze, ale innego zamiennika nie mam, więc… Niech tak będzie :3). Prawdziwa aleja wisielców. Fetor rozkładających się ciał zaczął drażnić moje nozdrza. Ciała kołysały się lekko w rytm wiatru. Co niektóre oświetlane przez promyki wczesno porannego słońca zdawały się przemawiać do mnie, hipnotyzować.
"Chodź do nas" przemknęło mi w myślach. Zerwałem się na równe nogi, starając się wycofać.
- Akira - zawołałem w kierunku kota, który nadal przyglądał się zmarłym.
Odwrócił się w moim kierunku, następnie zaczął wycofywać. Jednak zamiast iść w kierunku drogi, udał się jeszcze głębiej w las. Poszedłem za nim.
Zauważyłem wielkie, stare drzewo. Na jego widok mój pupil zaczął wariować. Obiegł je wokół i zatrzymał się, najwyraźniej, po drugiej stronie. Bojąc się tego co tam ujrzę, powoli ruszyłem w tamtym kierunku.
Widok powalił mnie na kolana.
Akira.
Mój Akira...
A raczej jego powoli rozkładające się ciało. Nawet nie spostrzegłem, gdy znalazłem się na ziemi zalany łzami. Pod jego ciałem leżała moja fotografia sprzed roku. Z naszej pierwszej, oficjalnej randki. Była już zniszczona, jednak moja twarz nadal była doskonale widoczna.
- Akira... – wyszeptałem, kierując swe spojrzenie ku ciału. - Pamiętasz...? Wtedy... Wtedy obiecałeś, że będziemy już zawsze razem... Że mnie nie zostawisz... A jednak... Jednak to zrobiłeś...
Nawet nie zauważyłem, gdy przy mnie znalazł się kot. Wpatrywał się we mnie swoimi błyszczącymi, szafirowymi oczami. Powoli wspiął się na moim torsie, aby zlizać z mojej twarzy cieknące strumieniami łzy.
"Jestem przy tobie, cały czas..." przemknęło mi przez głowę. Ponownie spojrzałem to na zwierzaka, to na martwego ukochanego.
Czyżby teoria z reinkarnacją okazała się prawdziwa...?
Pociągnąłem nosem i skinąłem głową w jego kierunku. Rozsunąłem plecak. Wyciągnąłem z niego najmocniejsze leki nasenne, jakie udało mi się dostać wraz z wodą. Ułożyłem się wygodnie pod drzewem, następnie wysypałem na trzęsącą się dłoń garść tabletek.
- No to... Raz się żyje...
Wziąłem wszystkie na raz i popiłem wodą. Głaszcząc kota czekałem. Czekałem na sen, do którego kołysanką było jego mruczenie. Mruczenie Akiry.

***

- Czas zgonu?
-  Dwa tygodnie temu, około szóstej nad ranem. Przedawkował leki.
- A ten drugi? Wisielec?
- Z trzy i pół miesiąca temu, na oko. Kiedy dokładnie wykaże sekcje.
- Wiesz co, Masashi? Żal mi ich...
- Nic nie zrobisz, Meiko. Gejowska miłość jest bez przyszłości.


Czy aby na pewno?

Dwa koty splotły swe ogony, przyglądając się oczyszczaniu Aokigahary z ciał osób, które targnęły się w nim na swe życie.

愛は死んだことはありません。


***
Krotka rozgrzewka przed Satanista. Co sadzicie:3

4 komentarze:

  1. Jest zacne, smutne i poruszające. Pozwala wprowadzić się w stan zadumy. Świetnie wszystko opisałaś Taka-chan. Nie ja wcale nie płaczę T,T AKIRA ty..ajkadhjksds. TT3TT

    OdpowiedzUsuń
  2. Well, moją opinię znasz. Shot naprawdę mi się spodobał i wyróżnił się na tle innych. Gratuluję pomysłu i wykonania, w które nie trzeba było zbytnio ingerować. Supcio~

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry~
    To chyba najpiękniejszy oneshot, jaki dane mi było kiedykolwiek przeczytać. Płakałam już po pierwszym akapicie. Nie zdarza mi się to często...
    Cóż... Dziękuję za takie piękne opowiadanie. Czegoś takiego właśnie mi brakowało. I z góry wybacz mi, że nie rozpisałam się, jak to mam w zwyczaju. Nic dodać, nic ująć, opowiadanie jest idealne.

    OdpowiedzUsuń