Nastawał blady
świt, ciepły, letni wiatr delikatnie muskał kłosy zboża. Gęsta mgła powoli
zaczęła opadać, zostawiając na roślinach przejrzyste krople rosy. Poranną ciszę
przerywało skrzypienie zardzewiałej huśtawki połączone z szumem drzew i
radosnym śpiewem ptaków ogłaszającym nadejście dnia.
Piętnastoletni
chłopak siedział na starej huśtawce kołysząc się w rytm wiatru, który rozwiewał
jego długie, czekoladowe włosy. W dłoniach trzymał źdźbło pszenicy, nerwowo
skubiąc pojedyncze ziarna, aby rzucić je gromadce głodnych kruków. Ptaki zawzięcie
walczyły o pożywienie, brutalnie rzucając się na siebie.
Gdy w końcu
zboże zniknęło mu z dłoni, skrzyżował ręce na piersi i wzdrygnął się lekko.
Krótki rękawek czarnej, przemoczonej koszulki z motywem Eddiego, kultowej
maskotki brytyjskiego heavymetalowego zespołu, nie chronił zbyt dobrze przed
zimnem minionej nocy.
- Długo
masz zamiar tak jeszcze siedzieć? – odezwał się niski, znudzony głos,
dobiegający spod rosnącego nieopodal drzewa lipy.
- Zamknij
się Arielu. – warknął poirytowany – Nie masz nic lepszego do roboty?
Ariel
wyszedł z cienia drzewa, depcząc żarzący się niedopałek papierosa. Jego długie,
blond włosy błyszczały w świetle porannego słońca. Podszedł do przemarzniętego
chłopaka. Ściągnął swą skórzaną kurtkę i okrył nią jego ramiona, po czym
rozejrzał się, mierząc chłodnym spojrzeniem pola otaczające opuszczony placyk.
-
Przeziębisz się. – rzucił niedbale nadal na niego nie patrząc.
Ciemnowłosy
zacisnął pięści na połach kurtki, następnie wymamrotał:
- Co cię to
może obchodzić?
- To moja
praca.
Chłopak
zrzucił kurtkę na pełną błota ziemię, po czym zdenerwowany wcisnął ręce w
kieszenie podartych jeansów i wstał. Ariel westchnął i zapalił kolejnego szluga
kręcąc głową z poirytowaniem.
- Nie
prosiłem się o to, chciałem tylko odzyskać mamę! – zdenerwowany podszedł do
roweru, potrząsając głową, aby ukryć cieknące ze szmaragdowych oczu łzy.
- Pawle, to
ani moja, ani twoja wina. Ta Łaska została ci nadana przez Pana, podobnie jak
imię na chrzcie. Teraz powinieneś…
- Ale jakim
kosztem?! – wykrzyknął odwracając się przodem do blondyna i rozkładając ręce w
prowokującym geście. – Ariel, zrozum, nie potrzebuję ciebie, ani innych
aniołów, nie chcę już nikogo tracić!
- Za kilka
lat staniesz się jednym z nas, potężniejszym niż którykolwiek. Dlatego póki co
muszę cię chronić. Zło nie śpi. – odparł spokojnie Ariel dopalając papierosa.
- Już to słyszałem…
Paweł
spuścił głowę i wsiadł na rower.
-
Powinieneś to wiedzieć. – wyszeptał odjeżdżając w stronę wschodzącego słońca. W
stronę domu.